13 maja 2011

Rozdział I cz. 1

W poniedziałek dwudziestego piątego lutego, dwutysięcznego drugiego roku w Krakowie przy ulicy Lubicz padał deszcz ze śniegiem. Pochmurne niebo nie zwiastowało niczego dobrego. Godziny szczytu. Ludzie na zakorkowanych ulicach pośpiesznie szli do swoich domów po pracy. Trzymali w rękach parasole. Ci, którzy akurat tego dnia zapomnieli wziąć ich z domu, szli coraz szybciej. Pewnie nie chcieli złapać przeziębienia pod koniec zimy. Deszcz tego dnia był wyjątkowo chłodny. Wiadomo – deszcz ze śniegiem. Każdy normalny nie chciałby zmoknąć. Zdenerwowani ludzie z samochodów trąbili na kierowcę, który zagapił się na światłach. Wszystkim spieszyło się do swoich domów. Na ciepły obiad do żony, na popołudniowe wiadomości w telewizji, na ulubiony serial.
Z Instytutu Nafty i Gazu wprost na mokry i prawie pusty chodnik wyszedł młody mężczyzna. Stał z plikiem dokumentów w teczce na tym chodniku i wpatrywał się bezwiednie w pochmurne niebo. Na jego twarzy można było dostrzec szeroki uśmiech. Był z czegoś wyraźnie zadowolony…



Trzy godziny wcześniej usiadł przy biurku dyrektora instytutu i z trzęsącymi się rękami podał mu na stół jakiś dokument. Starszy mężczyzna szybko przeczytał jedną stronę i wyraźnie się zmieszał. Zestresowany penitent nie potrafił nic powiedzieć. Czekał tylko na decyzję dyrektora.
- Panie Piotrze, czy przemyślał pan dobrze tę decyzję? – spojrzał na niego z zaciekawieniem. - Jest pan młody, dopiero po studiach, co prawda doświadczony…, moment, od ilu lat pan tutaj pracuje?
- Dokładnie od kiedy skończyłem trzeci rok fizyki, panie dyrektorze. Już ponad dwa lata.
- Tak, tak… - Zamyślił się głęboko. – Chciałbym dać panu tę szansę. Właściwie, to powinienem mówić do pana od dzisiaj „panie magistrze”. Ach, zapomniałem pogratulować! – Nagle wstał i oficjalnie uścisnął rękę Piotra. Usiadł na miejsce i kontynuował. – Jest pan dobrym pracownikiem, Zdobył pan dla naszej firmy wiele zleceń. Tak… Naprawdę chciałbym dać panu tę szansę. Młodzi zasługują na nie najbardziej. Ale czy jest pan na to wszystko przygotowany? Tyle się teraz mówi o tych zamachach terrorystycznych. A chyba zdaje pan sobie z tego sprawę, że Pakistan nie należy do najbezpieczniejszych krajów. Mimo tego, moi pracownicy jeździli już tam nieraz. Do Afganistanu czy Iraku też. Nigdy nie było większych problemów. Jeśli chodzi o Pakistan, to wystarczy mówić dobrze po angielsku, oni tam znają. Bo to przecież ich urzędowy.
Dyrektor instytutu mówił i mówił. Piotr nie chciał mu przerywać. Tamten na pewno uznałby to za wielki nietakt. Mężczyzna nie mógł uspokoić rąk. Da mu wreszcie tę szansę, czy nie da? Badanie terenów pod budowę gazociągów byłoby dla niego ogromną szansą do zrobienia kariery. Niecierpliwił się.
- Mam tylko jeszcze jedno, można by powiedzieć, najważniejsze pytanie. Czy jest pan gotów zostawić swoją rodzinę, przyjaciół i wyjechać na około rok na inny kontynent, ponad dziesięć tysięcy kilometrów od domu?
Piotr nie odpowiedział i zamyślił się. To przecież oczywiste, że mama by za nim tęskniła. Jest w końcu jedynym jej dzieckiem. Ale już z nią o tym rozmawiał. Bardzo zależało mu na tym wyjeździe. Można było tam zarobić dużo pieniędzy, o wiele więcej niż w Polsce. Dwudziesto-cztero latek, taki jak on, miał wielką szansę na zrobienie kariery w innym kraju.
- Rozumiem wszystko, panie dyrektorze. Nie mam ani dziewczyny, ani żony, więc będzie tęsknić tylko mama. Myślę, że przetrzyma jakoś ten rok. – odpowiedział z uśmiechem.
- W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak tylko pogratulować panu! – oświadczył dyrektor, a Piotr natychmiast wstał z wyrazem euforii na twarzy. – Mam nadzieję, że dobrze pan wykorzysta tę szansę. – Przekazał mu gruby plik dokumentów. – Proszę, tutaj jest wszystko niezbędne dla pana wyjazdu. Wiza, karta kredytowa, czeki, bilet na samolot, pakistańska karta SIM, informacje o tradycji i kulturze Pakistanu. Ach, i oczywiście wytyczne w sprawie gazociągów. Rozmówek angielsko-polskich nie dołączałem. – Dodał z uprzejmością. – Wiem, że pan sobie doskonale poradzi. Wylot dokładnie za tydzień, czwartego marca. Ma pan tam wszystko napisane w dokumentach.
- A… skąd pan wiedział, że się zgodzę? Już bilet i to na moje nazwisko? – zapytał zaskoczony mężczyzna.
- Wie pan, panie Piotrze. Wiedziałem, że nie trzeba będzie długo namawiać. W pana CV, gdy pan przyszedł do naszej firmy napisał pan, że jest gotów na każdy służbowy wyjazd. Doceniłem to.
- Dziękuję, jeszcze raz dziękuję! – prawie krzyczał, podając rękę dyrektorowi.
- Jutro proszę przyjść do mnie, porozmawiamy o wszystkim, co musi pan zabrać do Pakistanu. Oczywiście na lotnisku będzie czekało kilku naszych pracowników. Niech pan się nie martwi… Ach, panie Piotrze, jeszcze jedna, bardzo ważna rzecz. By lepiej i łatwiej się zaaklimatyzować, nie wynajmujemy żadnych mieszkań dla badaczy. Każdy z tych mężczyzn mieszka gościnnie w jednym z mieszkań Pakistańczyków. Już załatwiłem panu miejsce u jednej rodziny. Mówią po angielsku, więc nie będzie pan miał problemów. Będzie pan tam miesiąc, na okres próbny. Jeśli się panu nie spodoba, przemieścimy pana gdzieś indziej.
Piotr słuchał tego wszystkiego i nie dowierzał własnym uszom. To wszystko działo się tak szybko! Gdy dyrektor skończył mówić, bez słowa podał mu rękę i wyszedł z budynku.
Na chodniku stał jeszcze kilka minut, cały czas ściskając mocno plik dokumentów. Później poszedł na przystanek tramwajowy, a po dziesięciu minutach siedział w kuchni z mamą i razem przeglądali papiery. Piotr nie chciał zauważyć – lub naprawdę nie zauważył – tego, że matka płacze. Wiedział jednak, że gdyby ją przytulił, rozkleiłaby się jeszcze bardziej. Pił więc spokojnie herbatę i czytał informacje o locie. Wylot jedenastego z Warszawy do Londynu, około trzech godzin. Później po sześciu godzinach odlot do Islamabadu. Przelot będzie trwał około ośmiu godzin. Nigdy jeszcze tak długo nie leciał. Najdalej do Niemiec…
Późnym wieczorem obejrzał krótki dokumentalny film o wojnie prowadzonej przez Stany Zjednoczone z terrorystami w Azji, następnie położył się w zimnym łóżku. Długo nie mógł zasnąć. Pomyślał, że przed odlotem będzie się musiał zaszczepić przeciwko chorobom występującym w tamtej części kuli ziemskiej, w innym klimacie.

Na warszawskim lotnisku jak zawsze było tłoczno. Ludzie biegali ze swoimi walizkami na końcówkę odprawy bagażowej, innym się wcale nie spieszyło, a tylko siedzieli znudzeni na ławkach. Niektórzy stali przy miejscach, gdzie wychodzili na lotnisko pasażerowie, których podróż właśnie się zakończyła. Z niepokojem lub zadowoleniem czekali na swoich bliskich, ukochanych.
Jego lot do Londynu nie był opóźniony. Przechodził właśnie po odprawie biletowo-bagażowej do stoiska z odprawą bagażu podręcznego, gdy zadzwonił telefon.
- Słucham?
- Witam, panie Piotrze! Wszystko w porządku? Dzwonię, by się upewnić. – usłyszał głos swojego szefa.
- Tak, wszystko idzie jak po maśle – odpowiedział ze szczerym uśmiechem – właśnie idę do drugiej odprawy, później już tylko lot.
- Poradzi sobie pan tam w Londynie? Dobrze, że samolot do Pakistanu jest niedługo po pana przylocie do Anglii. Lot opóźniony? – zapytał z wahaniem.
- Nie nie, naprawdę wszystko idzie zaskakująco sprawnie, niech pan się nie martwi. Oczywiście, że sobie poradzę. Nieraz latałem samolotami. Och, muszę kończyć, zaraz będzie moja kolej.
- Dobrze, w takim razie zadzwonię jak pan doleci do Islamabadu.
- Do usłyszenia!
Wsiadł do samolotu wypełnionego ludźmi, obok jakiejś matki z rozwydrzonym dzieckiem. Nie miał innego wyboru, gdyż inne miejsca były już pozajmowane. Trzyletnie dziecko, jak się później okazało, o imieniu Mateusz, przez cały czas trwania lotu nie pozwoliło odpocząć pasażerom siedzącym niedaleko. Płakało, krzyczało, chodziło pod siedzeniami. Na nic nie pomogły uspokajania matki. Piotr, by nie odczuwać skutków tych wybryków, wyjął discmana z plecaka i zanurzył się w muzyce Pink Floyd. Mężczyzna był zaskoczony tym, że dyrektor tak troszczy się o swoich podwładnych. Współpracownicy mówili mu, że kiedy ktoś zachorował i nie przychodził do pracy, szef codziennie dzwonił i wypytywał o stan zdrowia. Lecz nie po to, by szybciej zwabić podwładnego do firmy. Dyrektor powiedział mu pewnego dnia, że stara się o certyfikat jakości. Być może dlatego się tak przyjaźnie zachowywał. Ale Piotr naprawdę uważał go za autorytet. Zawsze gotowy do pracy, kreatywny i ambitny facet z ukształtowanym życiem rodzinnym – tacy ludzie byli i są cenieni. Gdyby to Piotr przyznawał certyfikaty, jego szef dostałby go od ręki.
Na pokładzie Boeinga z lotniska London Heathrow linii PIA, samolot PK 786 do Islamabadu wystartował wczesnym popołudniem. Piotr na szczęście nie leciał obok wariującego dziecka. Sytuacja była wręcz odwrotna. Wyglądało na to, że Pakistańczycy nie są spontanicznym narodem. Niewiele osób rozmawiało, jeśli już, to bardzo cicho. Kobiety, ubrane od stóp do głów w ciemne szaty sprawiały, że pokład samolotu smutniał w oczach. Większość spała, a Piotr już rozmyślał o lądowaniu. Niestety, szybko nie mogło nadejść. Czekało go ponad osiem godzin w samolocie, która leciała przez pół świata do zupełnie innego kraju, innej kultury i religii. Na pokładzie już po zajęciu miejsca zderzył się z tym drugim światem, kiedy mężczyzna z – prawdopodobnie - muzułmańską żoną, który zajął dwa miejsca obok niego, specjalnie przesiadł się bliżej do niego, by jego towarzyszka nie miała z nim kontaktu. Pasażer czasem łypał na niego wzrokiem wyższości, a Piotr nie wiedział, o co chodzi. Miał lśniące, czarne włosy, ciemnobrązowe oczy i ciemną karnację. Wśród innych Pakistańczyków na pokładzie nie wyróżniały go też pełne usta i grube brwi.
W samolocie PK 786 byli prawie sami Pakistańczycy. Przy wejściu na pokład Piotr zauważył też kilku Anglików, targających ze sobą mnóstwo sprzętu do wspinaczki. Po osiągnięciu pewnej wysokości Piotr znów wyciągnął discmana i włączył muzykę. Spotkał wzrok mężczyzny, który siedział obok niego. Był wyraźnie zazdrosny. Zignorował jego spojrzenie i zasłuchał się w Black Eyed Peas, zespole, który w tamtym roku zdobywał coraz większą popularność. Obok niego wisiał mały telewizor, na którym wyświetlano jakieś kreskówki po angielsku. Mając przed sobą osiem godzin lotu, Piotr postanowił po prostu je przespać.
Lot do Islamabadu nie należał do przyjemnych. Często następowały turbulencje, a załoga samolotu napominała do zapięcia pasów bezpieczeństwa. Piotr po około pięciu godzinach nawiązał kontakt z mężczyzną siedzącym obok z żoną.
- Jakiej pogody mogę spodziewać się w Pakistanie? – zapytał nieśmiale.
Człowiek zmarszczył czoło i bez entuzjazmu zaczął opowiadać Piotrowi poprawną angielszczyzną, lecz z wyraźnym azjatyckim akcentem. Jego żona w tym czasie siedziała bez słowa i wpatrywała się w okno lub podłogę. Zdecydowanie unikała kontaktu wzrokowego z nieznanym mężczyzną.
- Pogoda w Pakistanie… W Islamabadzie pod koniec lutego temperatury nie schodzą poniżej dwudziestu stopni Celsjusza. Jest parnie i gorąco. Oczywiście, wiele cieplej jest w lipcu, czy sierpniu, bo wtedy jest nawet czterdzieści osiem stopni w słońcu. Musi pan zakładać luźne, najlepiej jasne ubrania, żeby się nie sparzyć.
- Dziękuję. Mam nadzieję, że nie będzie tak źle – uśmiechnął się, lecz starszy mężczyzna nie odwzajemnił tego gestu. – A przy okazji, mam na imię Piotr. – podał rękę do niego.
- Waseem, miło mi.
Piotr podał rękę też jego żonie, ale ta, przerażona, zapytała męża:
- Woh kon hay?!* (z jęz. Urdu „Kim on jest?”) - spojrzała na Polaka ukradkiem i bardziej zakryła swoje włosy szarym materiałem. Wyglądała na bardzo zmieszaną i zawstydzoną. Nie podała mu ręki. Spojrzała wymownie na męża, a ten ciągnął:
- Niech pan się nią nie przejmuje. Nie mówi po angielsku. Muszę panu też powiedzieć jedną, bardzo ważną rzecz. W Pakistanie nie jest normalne, kiedy mężczyzna dotyka lub mówi do przypadkowej kobiety. Jest to zabronione, a tradycja nie pozwala ani mężczyznom, ani kobietom na rozmowę w cztery oczy. Niech się pan więc nie zdziwi, że żadna muzułmańska kobieta nie poda panu ręki,inshallah.
Piotr zdezorientował się na chwilę. Niewiele przedtem słyszał o islamie i o Pakistanie. Przypuszczał oczywiście, iż polska i pakistańska kultura różnią się od siebie, ale nie wiedział, że w aż tak znacznym stopniu. Postanowił opowiedzieć Waseemowi o zwyczajach w Polsce. Gdy nowy znajomy usłyszał nazwę kraju, z którego pochodził Piotr, przyznał, że wiele emigrantów z Europy wschodniej przyjechało do Anglii w celach zarobkowych. Lecz Waseem nie wiedział nic o Polsce.
- W moim kraju nie ma takich zwyczajów, że kobiety muszą zasłaniać swoje ciała na ulicy. Chodzą normalnie, nie muszą też zakrywać włosów – tu spojrzał na żonę mężczyzny, która ciągle poprawiała nakrycie głowy tak, by Piotr nie zobaczył jej włosów.
- Może i tak jest, ale takie kobiety w Pakistanie zostałyby nazwane dziwkami. – odparł Waseem. – Nawet chrześcijanka, która przyjedzie do mojego kraju, musi nakryć głowę. Nie może ubierać krótkich bluzek z dekoltami, ani szortów. Oczywiście po mieście musi chodzić zawsze z mężem, ojcem lub starszym bratem, inshallah. Nie mogę patrzeć na te londyńskie, niewierne dziewczyny w krótkich spódniczkach, a nawet w obcisłych dżinsach. W sekundzie sprawiają, że… no wie pan, co się wtedy dzieje u facetów. Dziwki jedne.
Po ostatnich słowach nowego znajomego Piotra przeszły ciarki na plecach. Pomyślał, że zaczyna się bać tego faceta. Normalnie ubrane kobiety nazywać dziwkami? To nie mieściło się w jego głowie. To prawda, bardzo umalowane dziewczyny w mini i w bluzkach z mega dekoltami rzeczywiście można by nazwać tak negatywnie. Ale cóż złego jest w zwykłych dżinsach? Piotr w jednej sekundzie zrozumiał, że nawet jeśli jego żona chciałaby się ubrać tak, jak europejska kobieta, jej mąż po prostu by na to nie pozwolił. To może dlatego siedziała taka smutna, wpatrzona w okno? – pomyślał mężczyzna.
- Rozumiem… rozumiem pana, czasem są zbyt wyzywające. – Nie, Piotr wcale tego nie rozumiał. Podniósł nieco głos i kontynuował. – Często przesadzają, ale osobiście nie nazwałbym kobiety w długich spodniach i w bluzce ze średnim dekoltem dziwką.
Gdy Waseem usłyszał te słowa, nie odpowiedział na nie. Widocznie zraniło to jego system wartości. Przytaknął tylko cicho i nie odezwał się aż do lądowania.

4 komentarze:

  1. Wow! xD
    Jestem zachwycona pierwszym rozdziałem i proszę o informowanie mnie o kolejnych :-) Już się wciągnęłam!
    Pozdrawiam,
    Lea.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapisz sie na newsletter, samo Cie bedzie powiadamiac, u gory strony :) Pozdrawiam! I ciesze sie, ze sie podoba. Zaczelam pisac w 2009 roku, pozniej przestalam i teraz odzyskuje motywacje :)

    OdpowiedzUsuń
  3. @Sognatrice:
    Thank you for visiting my blog: I am writing the meaning of the song line by line here. word translation will not get the meaning out unless constructed into sentences.. but if you still want to know the meaning of each word, you can write back and i will try and get that for you:


    Bullay Noun Samjhawan Ayaan
    Bulleh Shah is being explained
    Bheynaan Tay Bherjaiyaan
    by sisters and sister-in-laws
    Man Lay Bulleya Sada Kena
    'Bulleh, agree to what we say,
    Chad Day Pala Rayaan
    leave the company of the araains (a caste)'
    Aal Nabi Ullad Nabi Noun
    It is the insult of the children of Ali and Prophet
    Tu Kyoun Leekaan Layaan
    since you are keeping someone of a lower caste in your company
    “Jeyra Saanoun Syed Saday
    "(In reply to which, Bulleh Shah says) - The one who will address us as 'Sayyed' (a higher caste),
    Dozukh Milan Sazaiyaan”
    will go to hell'"

    Raain, Saain, Sabhan Thaain
    Arain and masters are born everywhere.
    Rab Deyaan Bay Parwaaiyaan
    and god is not bothered (read: does not discriminate against anyone)
    Sohniyaan Paray Hatayaan Tay
    People whith beautiful hearts
    Khoojiyaan Lay Gall Laiyaan
    only look for good things.


    Jay To Loorain Baagh Baharaan
    If you desire the gardens of spring (flowers),
    Chaakar Hoo Ja Raiyaan
    you should be a servant to the Araains (the lower caste)
    Bulley Shah Dee Zaat Kee Puchni
    You should not care / worry / ask about the caste of Bulleh Shah
    Shakar Ho Razayaan
    Instead be grateful to god.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam. Patrzac na wstep opowiadania myslalam, ze glówna bohaterka bedzie kobieta a tu sie okazuje...mlody mezczyzna. Co jeszcze moge dodac.
    Historia bardzo ciekawie sie zapowiada, czytajac nia czuc jakby to byl krecony film.
    Wiec mobilizuje Cie do dalszego pisania i publikowania dlaszych czesci. Dawaj ciag dalszy pleeease!
    Pozdrawiam. Dosota

    OdpowiedzUsuń

Prosze podpi